„Gdy przyjmowałam funkcję prezesa TK byłam pewna, że nie naruszono żadnych przepisów.” Czy mgr Przyłębska ma rację? „Wszystko odbyło się niezgodnie z konstytucją”– prof. Andrzej Zoll, były prezes TK.
Jedną z pierwszych decyzji prezydenta Białorusi była wymiana wszystkich szędziów białoruskiego sądu konstytucyjnego. Aleksander Łukaszenka zdobył władzę w demokratycznych wyborach jednak szybko zmienił ustrój na dyktaturę. Pierwszym i najważniejszym krokiem Białorusi na drodze do dyktatury było zlikwidowanie niezależnego sądu konstytucyjnego. Prezes Kaczyński razem z prezydentem Dudą zrobili dokładnie to samo jednak rozłożyli ten proces na raty. Dzięki temu ograniczyli emocje społeczne. Bezprawne przejęcie kontroli nad TK stało się nudnym serialem, który skończył się w momencie mianowania mgr Julii Przyłębskiej na panią „prezes” trybunału.
Trybunał Konstytucyjny orzeka najczęściej w składzie np. pięcioosobowym, ten skład wyznacza prezes. Jedna partia może mieć 11/15 sędziów i w dalszym ciągu nie mieć kontroli nad TK. Posiadanie „dyspozycyjnego” prezesa jest kluczowe, aby TK mógł orzekać w zgodzie z wolą partii politycznej, a nie w zgodzie z konstytucją.
„Wszystko odbyło się niezgodnie z konstytucją (…) niezgodne z konstytucją było także powołanie Przyłębskiej na prezesa nowego TK (…) nie ma TK w tym kształcie, o jakim mówi konstytucja (…) obecnie TK to jakaś instytucja, która nie jest znana polskiemu porządkowi prawnemu.” Przytoczona opinia prof. Andrzeja Zolla uzasadnia pogląd, że używanie nazwy „Trybynunał Konstytucyjny” jest nadużyciem. Bardziej trafne jest określenie „trybunał Julii Przyłębskiej”.
Nominacja Julii Przyłębskiej na panią prezes. Ilu sędziów TK to nieformalne spotkanie przy kawie?
Odpowiedź znajduje się w art 194. konstytucji, który określa ustrój Trybunału Konstytucyjnego oraz wybór prezesa. Sędziów jest 15. Prezesa TK powołuje prezydent spośród kandydatów wskazanych przez zgromadzenie ogólne sędziów TK. Tutaj ustalona jest kluczowa zasada prawna, której mgr Przyłębska nie rozumie. Prezesa TK wybierają sędziowie, a prezydent dokonuje jedynie formalnej akceptacji kandydata. Prezydent nie jest osobą, która rozdaje karty.
Tutaj pojawia się kluczowe pytanie – ilu sędziów musi przedstawić kandydata prezydentowi, aby prezydencka akceptacja była zgodna z prawem? Odpowiedź nie budzi wątpliwości – co najmniej ośmiu. Dlaczego akurat ósemka? To jest najmniejsza liczba, która spełnia warunek „co najmniej połowa z 15”. Zasada, zgodnie z którą co najmniej 8 sędziów TK przedstawia prezydentowi kandydata na prezesa to jedyna logiczna interpretacja art. 194 ust. 2. konstytucji.
Analogicznie, sejm może legalnie „przegłosować” ustawę, jeśli na sali była obecna co najmniej połowa wszystkich posłów tj. 230 spośród 460. Gdyby sejm uchwalił ustawę w obecności 229 posłów, to taka czynność byłaby nieważna z mocy prawa.
Julia Przyłębska została przedstawiona prezydentowi jako kandydat na prezesa TK przez „zgromadzenie ogólne” liczące mniej niż 8 sędziów, mniej niż połowę konstytucyjnej liczby 15. Ta czynność była nieważna z mocy prawa. Nie ma znaczenia czy grupa liczyła 7, czy 6, czy 4. Równie dobrze Julia Przyłębska mogłaby sama siebie wyznaczyć na kandydata na prezesa, a prezydent mógłby tą nominacje zaakceptować. Prezydent nie ustanowił Julii Przyłębskiej prezesem TK. Andrzej Duda nadał bezprawiu pozory legalności. Mianowanie pani prezes Przyłębskiej było datą zniszczenia Trybunału Konstytucyjnego. Grono sędziów TK, którzy nominowali nową „prezes” było mniejsze niż minimalna ósemka również przy doliczeniu tzw. sędziów dublerów.
Pierwsze akty bezprawia na drodze do zamachu stanu
„Prezydent postępuje zgodnie z konstytucją i zgodnie z obowiązującym prawem” – tymi słowami mgr Julia Przyłębska rozwiewa wątpliwości wobec kłamliwych sugestii „opozycji totalnej.” Inny pogląd wyraził promotor pracy doktorskiej Andrzeja Dudy – „Prezydent złamał konstytucję przynajmniej trzykrotnie” – tak prof. Jan Zimmerman podsumowuje pierwsze cztery miesiące prezydentury dawnego doktoranta. Jeden z tych trzech przypadków dotyczył nieprzyjęcia ślubowania od pięciu sędziów TK.
Prezes Kaczyński był na tyle dobrym strategiem, że przypisał koalicji PO-PSL winę za niszczenie Trybunału Konstytucyjnego, przynajmniej na początku. Z punktu widzenia zarządzania społecznymi emocjami ten zabieg był mistrzowski. Konflikt o TK zaczął się od przyziemnej kwestii – kadencja pięciu sędziów TK wygasała jesienią 2015 r. tzn na styku dwóch kadencji sejmu. Wszyscy następcy zostali powołani przez sejm kadencji 2011-2015.
Pojawiły się wątpliwości czy wybór tych pięciu sędziów był prawidłowy. Jedyną możliwością zgodnego z prawem zbadania legalności tej czynności było zaskarżenie do TK ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, na podstawie której dokonano nominacji. TK orzekł, że wybór trzech sędziów był prawidłowy jednak dwóch innych sędziów (których kadencja miała rozpocząć się nieco później) wybrano niezgodnie z prawem.
Wyrok TK powinien zakończyć cały konflikt, tak się jednak nie stało. Prezydent Duda i Prezes Kaczyński wybrali drogę bezprawia, postanowili działać na zasadzie faktów dokonanych. Dzięki temu grupa pięciu „spornych” sędziów TK została wybrana przez pis.
Prezydent Duda sam przyznał sobie uprawnienie do oceny, czy wybór sędziego TK jest prawidłowy. Odmówił przyjęcia ślubowania od wszystkich pięciu sędziów. Jednocześnie prezes Kaczyński uznał, że sejm może odwoływać sędziów TK w drodze uchwały. Obie te konstrukcje zostałyby uznane jakiś czas wsześniej za prawniczy humor z zeszytów. Popierający pis Kornel Morawiecki wygłosił wtedy w sejmie słynną tezę, że wola narodu jest ponad prawem. Otrzymał od posłów pis owację na stojąco. Popełnił jednak błąd logiczny – wola narodu nie może być utożsamiana z wolą jakiejkolwiek partii politycznej, również wtedy gdy ta partia wygrała wybory.
Powołanie trzech „sędziów dublerów” nie było kluczowe. To była bardziej zasłona dymna. Emocje społeczne wzrosły, później opadły, a po jakimś czasie przeszło bez większego echa, że historia Trybunału Konstytucyjnego dobiegła końca w momencie mianowania Julii Przyłębskiej na rzekomą prezes najważniejszego organu władzy sądowniczej. Duda i Kaczyński uzyskali wtedy nowe możliwośći. Od tamtej pory mogą zmieniać ustrój państwa pomimo, że nie dysponują w sejmie większością konstytucyjną. Każda bezprawna ustawa tworząca „reformę sądownictwa” zostanie uznana przez Julię Przyłębską za zgodną z konstytucją.
Słaby punkt planu prezesa Kaczyńskiego
Zniszczenie Trybunału Konstytucyjnego, które umożliwiło bezprawne przejęcie kontroli nad Krajową Radą Sądownictwa i Sądem Najwyższym było ciągiem zdarzeń godnym wielkiego stratega, zwłaszcza z punktu widzenia zarządzania społecznymi emocjami. Prezes Kaczyński był znacznie sprytniejszy niż Aleksander Łukaszenka, który ustanowił na Białorusi dyktaturę z dnia na dzień.
Rząd Zjednioczonej prawicy nie wziął jednak pod uwagę tego, że funkcję zlikwidowanego TK mogą w jakimś zakresie przejąć instytucje UE pod groźbą ogromnych kar finansowych. Skrajna prawica uznała niedawne orzeczenie TSUE podważające legalność Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego za niedopuszczalne naruszenie polskiej suwerenności jednak argumenty ideologiczne nic nie zmienią, kiedy UE nakaże za bezprawie zapłacić.
Utrata unijnych funduszy nie jest jednak najgorszą możliwą opcją. Na etapie pierwszych kroków do zniszczenia TK Kornel Morawiecki przekonywał, że wola narodu jest ponad prawem, a prof. Andrzej Zoll zwrócił się z apelem, który każdy powinien przynajmniej przemyśleć:
„Trybunał Konstytucyjny i jego ustrój jest opisany w konstytucji zatwierdzonej w referendum. Naród tak zdecydował, taka była decyzja narodu. A teraz pan Kaczyński próbuje ten porządek konstytucyjny zburzyć. To jest działanie pozaprawne, to jest antydemokratyczny marsz w kierunku dyktatury.”
Autor: magister prawa z uprawnieniami na jeden z wolnych zawodów prawniczych
http://www.alternative-journalism.com