„TSUE odrzucił gorący kartofel, który totalna opozycja, wraz z nadzwyczajną kastą, wrzuciła do ogródka europejskiego.” Rząd ogłosił sukces, na wiwat dodał ustawę kagańcową. Teraz otrzymuje od UE podwójny cios za przedwczesną radość. Prezes Kaczyński z jednego postępowania o rządy prawa zrobił dwa. Wygląda na to, że Julia Przyłębska za kilka miesięcy otrzyma drugi wniosek o unieważnienie orzeczenia TSUE, jednak to nie uchroni polskiego budżetu przed sankcją finansową.
Przedwczesna radość premiera Morawieckiego
Jesienią ubiegłego roku sejm oczekiwał w napięciu na orzeczenie TSUE w przedmiocie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Opozycja miała nadzieję, że z Luksemburga nadejdzie nakaz, aby nową izbę SN zdelegalizować. Tak się jednak nie stało, prawicowe media ogłosiły sukces. „Wyrok TSUE to porażka totalnej opozycji i nadzwyczajnej kasty” – taki tytuł pojawił się 19 listopada 2019 r. na stronach TVP info.
Trybunał Sprawiedliwości UE orzekł, że Sąd Najwyższy sam oceni, czy Izba Dyscyplinarna SN jest sądem, czy jednak nie. „Trybunał skierował sprawę z powrotem do Sądu Najwyższego. To na pewno wywołało jęk zawodu w tych środowiskach, które są oporne wobec przeprowadzanej reformy wymiaru sprawiedliwości.” Taką opinię wyraził poseł pis Jan Kanthak. Ten sam polityk następnego dnia użył metafory o odrzuceniu przez TSUE gorącego kartofla wrzuconego Europie przez kastę.
Nie było żadnym zaskoczeniem, że 5 grudnia Sąd Najwyższy podważył status nowej izby SN, która według założeń rządu oczyści wymiar sprawiedliwości z sędziów kierujących w stanie nietrzeźwości lub kradnących ze sklepów batoniki. Prezez Kaczyński wiedział, że SN orzeka na podstawie delegacji TSUE jednak nie chciał tolerować buntu nadzwyczajnej kasty i postanowił zadać szach-mat.
Już 20 grudnia sejm przegłosował ustawę „kagańcową” przewidującą usuwanie z zawodu sędziów, którzy zechcą podważać status osób mianowanych do pracy w utworzonych przez pis nowych izbach SN. Ustawa została sformułowana w taki sposób, że w zasadzie każda krytyka działań pisu może być podstawą do odpowiedzialności dyscyplinarnej.
Zjednoczona Prawica zapewne spodziewała się, że znów pójdzie gładko: manifestacje uliczne, apele polskich i zagranicznych prawników, nieśmiałe wyrazy sprzeciwu z Brukseli, a TVP info na końcu i tak ogłosi sukces. Tym razem wyszło jednak inaczej.
Miażdżąca krytyka po obu stronach oceanu
Rząd wychodził z założenia, że w praktyce prawie nikt nie wie jak wygląda struktura wymiaru sprawiedliwości w innych krajach i mało kogo obchodzą zagraniczne reformy w tym zakresie. W pewnym momencie światowe media obiegł jednak przekaz: w Polsce sędziowie zaczną być usuwani z zawodu za krytykę władzy.
Dwóch kongresmenów z USA wystosowało do prezydenta Dudy list z apelem o niepodpisywanie ustawy kagańcowej. W jego treści umieścili zdanie: „Od 2015 r. pański rząd podejmuje niepokojące kroki w stronę konsolidacji władzy kosztem instytucji demokratycznych.” Dwie osoby to nie jest liczna grupa ale obraz zmienia się, jeśli weźmiemy pod uwagę ich funkcje w kongresie USA. Jeden z nich to szef komisji spraw zagranicznych, drugi jest szefem podkomisji ds. Europy i Eurazji. W tym samym czasie prestiżowy dziennik Washington Post opublikował bardzo krytyczny artykuł, w którym napisał, że kongres USA powinien ograniczyć środki na współpracę wojskową z Polską jeśli ustawa kagańcowa wejdzie w życie.
Reakcja z Brukseli również była bardziej donośna, niż rząd mógł się spodziewać. Wysocy urzędnicy UE wygłaszali miażdzące opinie po pierwszych medialnych informacjach bez czekania na jakiekolwiek analizy. Pojawiły się zapowiedzi podjęcia zdecydowanych kroków prawnych. Po kilku miesiącach, dnia 29 kwietnia 2020 r. Komisja Europejska wszczęła postępowanie o naruszenie prawa unijnego przez ustawę kagańcową.
Rząd ma dwa miesiące na zaprzestanie naruszania prawa UE. W praktyce musiałby ustawę kagańcową uchylić, czego oczywiście nie zrobi. Wtedy przed KE otworzy się droga wniosku do TSUE.
Jak prezes pis z jednego postępowania o rządy prawa zrobił dwa
Ustawa kagańcowa miała być kolejnym etapem „reformy sądownictwa”. Wyszło jednak na to, że UE porzuciła taktykę uprzejmych apeli i przeszła do zdecydowanych działań, które mogą potencjalnie drogo kosztować w sensie finansowym, a nie tylko symbolicznym.
KE zwróciła się w styczniu do TSUE o zastosowanie środków tymczasowych w postaci zamrożenia Izby Dyscyplinarnej SN. To była riposta „kuchennymi drzwiami” za ustawę kagańcową na podstawie innego postępowania o naruszenie rządów prawa. Rząd wbrew orzeczeniu TSUE z 8 kwietnia nie chce zawieszać działalności owocu „reformy sądownictwa”. Zamiast tego całe zagadnienie skierowano do trybunału Julii Przyłębskiej.
Prezes Kaczyński zaplanował, że raz na zawsze uciszy sedziów pod rygorem wyrzucenia z pracy. Efekt był taki, że niecałe pół roku później na przestrzeni jednego miesiąca skumulowały się dwa postępowania na forum unijnym o naruszenie rządów prawa. To może być zwiastun poważniejszego kryzysu. Ustępująca ze stanowiska prezesa SN Małgorzata Gersdorf zwraca uwagę na aspekt finansowy:
„Komisja Europejska zastrzegła sobie prawo do złożenia dodatkowego wniosku o nałożenie na Polskę okresowej kary pieniężnej”. To na wypadek gdyby rząd za bardzo uwierzył w nieograniczoną moc Trybunału Konstytucyjnego, który według narracji TVP info może pozbawić mocy każde orzeczenie TSUE.
Autor: magister prawa z uprawnieniami na jeden z wolnych zawodów prawniczych
http://www.alternative-journalism.com